skorupie i nie chcesz wpuścić nikogo do...
- To nie fair - przerwała mu Milla. - Nie można oczekiwać od człowieka czegoś, czego on nie ma ochoty ofiarować. Nie poświęcę ci ani minuty mojego czasu, jeżeli ta minuta mogłaby zaważyć na możliwości uzyskania jakichkolwiek informacji o Justinie. - A jednak poświęciłaś czas na kolację z Susanną i Ripem. - To zupełnie co innego i doskonale wiesz, o czym mówię. Jeżeli musiałabym odwołać tę kolację w ostatniej chwili, bo pojawiło się coś ważniejszego, Kosperowie nie byliby na mnie wkurzeni. Ani nawet zdenerwowani. Jesteśmy przyjaciółmi, ale nasze drogi tylko czasami się przecinają. Nie są ze sobą połączone. - Z tego, co mówisz, wynika, że nie możemy nawet być przyjaciółmi. - Chyba niezupełnie o to ci chodzi - prychnęła. an43 179 - Twarda jesteś - uśmiechnął się szeroko mimo zdenerwowania. - Ale ja lubię wyzwania. - Nie jestem żadnym wyzwaniem. A to nie jest żadna tania gierka. I nie czuję się dobrze z tym, że stawiasz mnie dokładnie na tej pozycji, której chciałam uniknąć: czyli zmuszasz do zajęcia jasnego stanowiska, niezgodnego z twoimi oczekiwaniami. Jeżeli po prostu odmówię, nie spodoba ci się to. Jeżeli przyjmę twoje awanse, a potem nie postawię ciebie na pierwszym miejscu, też cię to nie zadowoli. Każdy wybór oznacza moją przegraną. Twarz Gallaghera stwardniała. - Co powiesz, jeśli obiecam, że pomogę ci w poszukiwaniach syna? Jeżeli będę ramię w ramię z tobą ścigał każdą plotkę, każdą informację? Zadajesz się z kojotami i innym elementem. Potrzebujesz ochrony - Nigdy nie działam sama - odparła, patrząc przed siebie. Jeszcze dwa tygodnie wcześniej chwytałaby się kurczowo każdej szansy uzyskania pomocy od True, ale to było przed Diazem. Mimo swoich pieniędzy i kontaktów Gallagher wydawał się jej po prostu mniej efektywny od Diaza. Dawał mniejszą szansę na odnalezienie Pavona. A może to ona się myliła? Może właśnie popełniała największą pomyłkę życia? Ale podjęła już decyzję i zamierzała się jej teraz trzymać. Mimo wszelkich potencjalnie niebezpiecznych konsekwencji. True przeklął cicho pod nosem. an43 180 - Skoro i tak zawsze bierzesz kogoś ze sobą, czemu to nie mogę być ja? - Bo to nie wszystko, o co ci chodzi. Powiedz mi, tylko szczerze: jeżeli ci odmówię, to przestaniesz wspierać finansowo Poszukiwaczy? Żachnął się jak uderzony w twarz. - Do diabła, skądże! - Zatem moja ostateczna odpowiedź brzmi „nie". Knykcie Gallaghera zbielały, gdy dłonie zacisnęły się silniej na kierownicy. Nie odezwał się ani słowem, dopóki nie skręcili w ulicę Milli. - Który to twój dom?