- Może ci to pomoże - rzekł.
- Na pewno tego chcesz? Czy nie jest nazbyt osobisty? - Chyba chciałbym, żebyś go przeczytała. Jeśli nie masz nic przeciwko temu. Łzy znów popłynęły jej z oczu, kiedy czytała, trzymając arkusik w dwóch palcach. - Piękny list, prawda? - powiedziała na koniec - Tylko bardzo, bardzo smutny. Tobie pomógł? - Trochę. wyczuła, że wreszcie chciał z nią porozmawiać. - Strasznie to trudne, co? Jack pokiwał głową. - To wszystko razem... Wiedziała, że wspomina ostatnią noc, i czekała na dalszy ciąg. - Wciąż mam wrażenie... - znów urwał. - Jakie, kochany? - Że to moja wina. - Ależ skąd! - wykrzyknęła z oburzeniem. - Przecież odszedł przeze mnie. - Słowa z trudem przechodziły mu przez usta. - To ja go zmusiłem. - Zamknął oczy. Spod rzęs pociekły mu łzy. - Gdybym tak na niego nie napadł... Cały gniew Lizzie na męża wrócił ze zdwojoną siłą. - Nie, Jack, rozumiesz? Absolutnie nie! Otworzył oczy - Ale taka jest prawda. - Nie! - W tej chwili znienawidziła Gare Novak za to, że nie mogła przytulić syna, gdy najbardziej tego potrzebował. - Jack, musisz mnie wysłuchać, musisz uwierzyć! - I ty mnie nie obwiniasz? - Jak mogłabym cię obwiniać za to, żeś mnie bronił? - Wzięła do ręki list. - Nawet twój ojciec był dumny z twego postępku... Wiedział, ze masz rację. - Ale to tylko dlatego, że taki jestem... - Spojrzał na swoje unieruchomione nogi. - Powiedz, że tak nie myślisz, proszę! - Czuła, że cały ból zbija się w piekącą kulę w jej piersi - Jack, przecież wiesz, że to nieprawda! - W końcu przyznał, że tak nie myśli - opowiadała później Lizzie Angeli. - Ale nie wiem, czy nie dlatego, żeby mi sprawić przyjemność. Wiesz, mam wrażenie, że on chce zrozumieć, co naprawdę stało się tamtej nocy. - I nie tylko tamtej... - zauważyła cicho Angela, wciąż zdruzgotana tym, co Lizzie po tylu latach wyznała jej na temat rzekomo idealnego zięcia. - Tego mu nie powiem. Ani teraz, ani w ogóle. - A Edwardowi? - On chyba nie chce wiedzieć. - A jeśli? - Nie wiem... Może jeśli sam mnie zapyta, jak będzie